No i sobie tak jadę przez Plac Wilsona poniedziałkowego wieczora, napawając się delikatnym wieczornym zefirkiem i swondem krążących autobusów w większości w wieku mojego rumaka, aż tu nagle KLANG-KLANG & JEBS! Znów coś w tylnym kole. Nie zblokowało się, lecz szybko zauważyłem że jakiś bałagan zrobił się z osłoną zębatki i gumami osłaniającymi łańcuch. Zjechałem szybko na bok (przystanek autobusowy) i jak spojrzałem dokładnie co się stało, zacząłem kulać przez jakieś 10 minut. Widok był niecodzienny, bo jakimś niewytłumaczalnym dla mnie sposobem dolna guma przeniosła się do góry i wraz z tą górną zgniecione w "harmonijkę", porozcinane przez łańcuch i ogólnie wymiętolone znajdowały się na przestrzeni przeznaczonej tylko dla jednej takiej gumy. No kurde, że aparacik zostawiłem w domu. Widok-miazga.
Jak już przestałem się śmiać zacząłem badać jak to się mogło stać, no i przede wszystkim zastanawiać - jak ja teraz wrócę do domu? Bez usunięcia usterki nie ruszę sprzęta. Na szczęście zawsze mam przy sobie scyzora, także długo nie rozmyślając porozcinałem wzdłuż łańcucha resztki gum i "na golasa" wróciłem na Dzielną. Następnego dnia sfociłem na pamiątkę resztki gum i po pracy zakupiłem nowe (18 zł/szt + 12zł plastikowa osłonka zębatki, która ułamała się w jednym miejscu), także tak to wyglądało:

Po pracy skoczyłem do Leroja-Merlina po nowe śrubki i nakrętki, gumóweczką (fleksem, diaxem etc.) przyciąłem je w 5 minut.
Wieczorkiem tego samego dnia zabrałem się do montażu. Musiałem odpiąć łańcuch, a to była dla mnie nowa sprawa, bo szczerze mówiąc jedyny łańcuch (no dobra, łańcuszek) jaki odpinałem w życiu to taki komunijny (z Dzieciątkiem Jezus) z mojej własnej szyi. Nawet rowerowego nigdy nie tykałem. Zlokalizowałem właściwe ogniwo i stwierdziłem brak nań spinki (pewnie wypadła ostatnio, bo łańcuch bez gum dość znacznie szarpał).
Tu wspomnę o fajnej sprawie jaką jest wieczorne dłubanie przy maszynie. Wyniosłem z chaty krzesełko, lampki i flaszke Łomży, a z okna poprowadziłem prąd na kilku przedłużaczach. Popsikawszy się zawczasu środkiem antykomarowym ze spokojem, na czilałcie siedziałem i kombinowałem przy MZcie. Zrobiłem nawet kilka fot:

Wszystko byłoby pięknie, gdyby na koniec nie okazało się, że kupiłem złą osłonę zębatki - kupiłem do TSki (gumy też) a stara była do ETZ. Różnica w okolicach gwintu niewielka, ale jednak przez nią (w TSkowej troche inaczej jak widac poniżej) nie sposób dopasować zębatkę itp.

Praca tego wtorkowego wieczoru była zatem skończona, z racji wczorajszego dłuższego pobytu w pracy robotę dokończyłem dziś rano przed pracą, już z właściwym plastikiem. Wymieniając plastik w sklepie dokupiłem też ogniwo do łańcucha, jako że brakowało tej skuwki (czy jak to tam się zwie). No i dochodzimy do momentu, w którym wytłumaczyć mogę wreszcie, dlaczego w temacie użyłem słowa "dziadowska" robota. Podmieniając plastik zauważyłem że gumy coś nei pasują. No tak, kolejna różnica w plastikach TS i ETZ - wielkość otworów, którymi wylatuje łańcuch. Strasznie nie lubię takiej fuszery, ale musiałem przyciąć gumy nożykiem i zajebać to na koniec taśmą izolacyjną. No cóż, i tak niedługo przyjdzie do wymiany zębatki, przy której będzie znów plastik tskowy potrzebny itd itp, także zrobi się dobrze później. Póki co ruszyłem pełną wiksą do roboty, bo to już 9:30 i mnie już wydzwaniają. Ale pikna jazda była - i o dziwo - ani razu przy ruszaniu nie przeskoczył łańcuch... A skakał po zębatkce niemal zawsze przy mocniejszym (niż totalnie delikatne) ruszaniu spod świateł. Czyli miały na to wpływ nie tylko styrana i przypominająca piłę tarczową zębatka ale i te pierdolniki :)
Poniżej kilka fot z dzisiejszego poranka:

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz